Cieszy jedno, że ludzie nawet z małych miejscowościach zaczęli wychodzić na ulicy…
Pamiętam jak byłem w szkole i należałem do ruchu BNF ( Białoruski Narodny Front) w miejscowości, gdzie mieszkało 20 000 mieszkańców byłem nie liczną osobą która nie bała się mówić o problemach które są na Białorusi. Chodziłem namawiałem kolegów z klasy, próbowałem coś zorganizować, próbowałem wydawać gazetkę, poznawałem ludzi z opozycji którzy działali na początku lat 90, a największym przedsięwzięciem było próba wydania encyklopedii naukowej w j. białoruskim. Wszystko padło w gruzach. Z każdej strony tylko słyszałem: „przestań durnotami zajmować się! Nic nie zmienisz”, „Chcesz maturę normalnie zdać? Przestań zajmować się agitacją!” Niestety na pewien czas trzeba było przestać ale nadal działałem po kryjomo. Nie mogłem żyć w takim kłamstwie, nie mogłem z tym się pogodzić ale co sam taki szarak mogłem zrobić? Nic. Nawet opozycja z którą rozmawiałem, to nie była przekonująca. Wyjechałem do Polski i zacząłem układać życie. Po każdych wyborach zawsze było to samo, nadzieja i rozczarowanie.
Teraz jednak jest jakieś światełko.
Każde wybory obserwowałem z daleka, po każdych wyborach było to samo. Kilka tysięcy ludzi wychodziło na ulicy w Mińsku i po kilku dniach wszystko ucichało. Tym razem jest inaczej. Cała Europa jest poruszona, mniejsze miejscowości na Białorusi też wyszli na ulicę. Pytają u mnie czy coś się zmieni? Jak wytrwają w tym co zaczęli, to może coś się i zmieni, a czy na lepsze? No właśnie wątpię w to.
Czasem zastanawia mnie dlaczego idą na Dom Władzy? Dlaczego nie chcą iść zająć budynku telewizji? Radia? Później uświadomiłem sobie, że są prowokowani, że w tym tłumie są „podpalacze” podstawione, które ciągną do pułapki. A w tłumie lud idzie za tymi którzy prowadzą. Co zrobi garstka ludzi 10 000-15 000 tyś. ludzi? Dlaczego nie wyjdzie więcej ludzi? Długo nad tym się zastanawiałem. Zwyczajnie narodowi nie zależało na zmianach, dobrze im było tak jak jest, nie chcieli gorszego życia. Ale czasy zmieniają się, ludzie też się zmieniają.
Widzę poruszenie we własnej rodzinie, widzę jak reagują na to co się dzieję na Białorusi, ja na to im mówię, że tak było zawsze, po każdych wyborach. Teraz właśnie mam możliwość powiedzenia tego, że trzeba było 20 lat temu, to zaczynać zmieniać nie teraz, z drugiej strony lepiej później niż w cale. Łukaszenko nie tak szybko odda władzę, jedynym rozwiązaniem jest dobry snajper. Ludzie wyjdą na protesty, ludzie przestaną chodzić do fabryk i cały przemysł stanie. Tylko na jak długo? Czy białorusini wytrzymają? Skoro już zaczęli wychodzić na ulicy, to widocznie już są zmęczenie tym co się dzieje na Białorusi. Oby wytrzymali.
Pokolenie 50-latków, 60-latków siedzieli spokojnie, mówili, że nic nie zmienią, trzeba czekać, teraz wychodzą na ulicy, nie wspomnę o młodzieży, która praktycznie nie zna świata ale chce zmian. Telewizja białoruska nic nie pokazuję, tylko jakieś bzdety, które tak na prawdę nic nie warte. Ludzie chcą zmian, a Aleksander nie ma już pomysłu na Białoruś.
Nie raz słyszę, a co ze związkiem Białorusi i Rosji? Nic. Nie będzie związku. Łukaszenko nigdy do tego nie doprowadziłbym, on potrzebował mieć partnera na Wschodzie. Ale jak to? Normalnie? Co Białoruś na dzień dzisiejszy ma? Lasy? Pola? Jeziora? Kopalnia soli kalijnej? Drogi? Infrastrukturę? Elektrownie atomową? Owszem… Ale Białoruś jest traktowana między Wschodem i Zachodem jako państwo tranzytowe, drogi, kolej, gaz, ropa, przeładunek, 70% towarów idzie z Chin do Europy przez Białoruś… Właśnie, Białoruś jest tranzytowym krajem. Z jednej strony jest łakomym kąskiem dla Wschodu i Zachodu. Tyle, że czy jest opozycja i osoba która wyciągnie kraj po odejściu Aleksandra Rygorywicha? I tutaj powstaje pytanie czy obecna opozycja ma pomysł na Białoruś? Czy dźwignie ten ciężar? Ludzie dadzą i obdarzą zaufaniem ale do tego jest daleka droga ale plan trzeba mieć.
Post ten zacząłem pisać tuż od razu po wyborach myśląc, że jak zwykle ludzie wyjdą pokrzyczą kilka dni wyrażą swoje niezadowolenie, dostaną gumową pałą… a tu – proszę, zmiana 180 stopni, jednak coś drgnęło, jednak gdzieś coś zaświtało. Dobrze, to cieszy ale powodów do radości jest nie wiele.
– świadomość i wiedza ludzi. Owszem porównując czasy lat 90 kiedy Łukaszenka doszedł do władzy, świadomość i wiedza na temat polityki i rządzących była mizerna albo inaczej, nie kogo nie interesowało kto jest u władzy. Krzywda ludziom się nie robiła, to i ludzie siedzieli spokojnie. Kolejna sprawa, to że ludzie nie ingerowali w politykę, bo robili pieniądze i pilnowali swoich biznesów. Teraz trochę zmieniło się podejście ale wszystko po kolei.
– media i portale społecznościowe. W latach 90 – ych nie było naszej klasy albo w kontakcie albo fb, instagrama i innych portali. Dziś informacja roznosi się bardzo szybko, pomimo tego, że świadomie władza wyłączyła internet i sieć komórkową.
– zmęczenie narodu. Białorusini bardzo zmęczenie i stłumieni, nie mają siły i chęci do walki ale to co zdarzyło się, to poruszyło wielu. Nie liczna grupa ludzie wyszła na protesty, bo Łukaszenka po raz kolejny ogłosił siebie prezydentem. Mógł to rozegrać inaczej czyli nie zachowywać jak barbarzyńca masakrując ludzi w aresztach. To co się tam działo, to nawet nam się nie śniło, Ludzie byli gwałcone kijami, było na nich oddawano mocz, byli torturowani itd… Chciał zastraszyć niestety wyszło inaczej, właśnie to poruszyło ludzi. Taka agresja. A reszta już potoczyła się samo.
– przewódce. Czy są na Białorusi ludzie którzy mogą mądrzę pokierować krajem? Szczerze nawet nie znam takich. Kobiety które pociągnęły za sobą ludzi, czy one mogą coś zmienić? Raczej nie. Nie sądzę. Osoby które siedzą w aresztach, czy oni są zdolni do poprowadzenia Białorusi? Też nie sądzę ale mogę się mylić. Nie mówię aby Łukaszenko został ale dzięki niemu coś tam jeszcze jest. Nie jest to kraj miodem płynący ale nie ma tam takiej tragedii jak np. na Ukrainie gdzie bieda aż piszczy ( to jest odrębny temat)
Można mi zarzucić skoro nie jest tam źle, to dlaczego mieszkam zagranicą. To długa historia ale zaczęła się właśnie w latach 90 kiedy wyrażałem swoje nie zadowolenie wobec władzy, wobec języka, historii, kłamstw które były wpajane, dla tego wyjechałem. Widać ile czasu minęło i coś drgnęło. Wyjechałem w 2001 roku w sierpniu, minęło 19 lat, tutaj żyje większość swojego życia.
– opozycja. Opozycja była ale w latach 90. Pod koniec 99 roku nie było praktycznie nikogo, bo to zbliżały się wybory w 2000 roku, Łukaszenko rozegnał wszystkich i znowu fałszując wybory wygrywa. Także ciężko mówić tutaj o opozycji kiedy ona z góry była skazana na porażkę ale dlaczego? Właśnie dlatego, że nie było wsparcia od narodu, ludzie nie byli przygotowani do zmian, a nawet może nie mieli ochoty aby coś się zmieniało, albo byli zapatrzeni w swoje sprawy, rodziny, biznesy, aby tylko nie było gorzej i tak Białorusini wegetowali.
– wybory i frekwencja. No właśnie frekwencja na wyborach, od zawsze pamiętam tekst, nie idę na wybory, bo nie sensu, bo i tak Łukaszenka sfałszuje, szkoda czasu. Tak było zawsze od momentu pierwszych wyborów na Białorusi, teraz jednak frekwencja była inna, ludzie potrzebowali zmian, potrzebują zmian. Obecna władza już nie ma pomysłu na Białoruś.
Temat rzeka ale trzymam kciuki za swoich rodaków aby się udało, chociaż boje się, boje się bo może być gorąco, może dojść do rozlewu krwi. Łukaszenko tak nie odda władzy, nie będzie łatwo. On szuka każdych pretekstów, wymyśla jakieś historyjki, wymyśla bajki. Niestety oby do tego nie doszło…
A jak już będzie zmiana władzy, to co dalej?