Nie raz się słyszy, że Komunia jest małym weselem. Jako chrzestny miałem w pewnym momencie dylemat jak do tematu podejść.

Każdy rodzic chce jak najlepiej dla swojego dziecka, każdy chce pokazać się jak z najlepszej strony ale nie zawsze w centrum uwagi jest własne dziecko. Jest coś głupiego w Polsce jak „ zastaw się, a postaw się” – tego nie rozumiałem nigdy i z pewnością nie zrozumiem. Nie każdy jest zamożny i nie każdego stać na przyjęcie komunijne. Nie raz się słyszy, że ktoś liczy na prezenty w kopertach, ktoś bierze chwilówki, a ktoś kredyty na przyjęcie. Nie rozumiem tego, żeby na sile spełniać swoje zachcianki, a później się płaci za nie.

Wiecie jak to wygląda? Zwyczajnie nie odpowiedzialne ze strony rodziny, a szczególnie rodziców. Osobiście do tego tematu podszedłem indywidualnie. Mam cudną chrześnicę. Sam biłem się z myślami. W pewnym momencie coś mnie olśniło. Skoro krytykuje takie zachowanie, nie akceptuje prezentów i rozpieszczanie dzieci, to szybko postanowiłem zmienić podejście ale najpierw chciałem porozmawiać z córką chrzestną. Zapytałem do czego potrzebuje komunii? Czego uczą na Religii? Jak wygląda jej wiara. Rozmowa była szybka i treściwa, ponieważ chrześnica jest na tyle świadoma i mądra, że wprost mi powiedziała, że „wójek nie będę owijać w bawełnę, ale na komunii dostanę dużo pieniędzy” zdenerwowało mnie, to, ale też byłem na siebie zły. Nie byłem konsekwentny w tym, co sam wyznaje czego uczę, za mało poświęciłem czasu na uświadomienie tego do czego służy Komunia święta. Nie jestem wierzący, nie daje przykładu wiary ale skoro zgodziłem się być chrzestnym i powiedziałem, że będę starać się wychowywać dziecko, to trzeba coś robić w tym kierunku. Z tym problemem z pewnością zderzają się wszystkie rodziny, tylko nikt nie zastanawia się nad swoim podejściem.

Raz pamiętam taką sytuację, że jeden pan opowiada o swoim wnuku, też chciał aby zadowolić wnuka i w kopercie dał 2000 pln, wnuczek otwiera kopertę i liczy pieniądze, po przeliczeniu mówi: „ dwa tysiące? Dziadek, co ja kupie za 2000 pln?”
Wiecie, co? To jest nasza wina. My nie uczymy dzieci, nie uświadamiamy ich, nie poświęcamy czasu na naukę, liczymy tylko na kogoś, zwalamy winę na kościół, szkołę.

Kilka razy już pisałem o nauce finansowej dla dzieci. My wychowujemy kolejne pokolenie konsumentów. My nie uczymy tylko dajemy. Obecnie dzieci są bardziej świadomi tego co ich otacza, wszystko obraca się w koło pieniędzy, wszystko można kupić. Konsumenci. Nie liczni uczą swoje dzieci o finansach, nie liczni rozmawiają o pieniądzach, Jak ktoś może czegoś nauczyć skoro sam nic nie wie. Świadomość ludzi o pieniądzach, podatkach jest tak mizerna, że czasem zderzasz się ze ścianą betonową. Oczywiście, że takim społeczeństwem łatwiej sterować i wciskać wszystko co się chce, i dla tego warto poszerzać swoją wiedzę i poszerzać horyzonty…
Dostaje szału jak słyszę od dzieci, że rodzice coś im kupią albo dadzą – sami jesteśmy tego winni, bo pozwalamy na takie zachowanie. Chcemy zmian? Potrzebujemy je wprowadzać od teraz, aby za kilka lat nie było za późno.