Serwis nart, dlaczego nie zajmuję się już tym zawodowo?

Serwis nart, dlaczego nie zajmuję się już tym zawodowo?

Już kiedyś pisałem kilka słów na ten temat ale może gdzieś coś umknęło i nie można wyszukać, a w takim razie przypomnę co i jak.
Obecnie mieszkam po za Warszawą, tylko spadnie pierwszy śnieg, to zaczynają się telefony z zapytaniami gdzie można mnie spotkać aby oddać narty do serwisowania. Oczywiście miłe, to jest ale obecnie jak wiadomo, to od 2 sezonów już oficjalnie tego nie robię, trafiają prywatnie do mnie osoby z polecenia lub starzy klienci i znajomi.
Pamiętam jak kiedyś byłem zafascynowany i podekscytowany pracą w jakimś sklepie sportowym, widząc narty przechodziły mnie ciarki, a dotyk nart sprawiał, że wiem o tej narcie wszystko. Nic pod tym względem nie zmieniło się. Uwielbiam, to robić, uwielbiam ostrzyć krawędzie, uwielbiam dotykać i patrzeć na krawędzi po każdym pociągnięciu pilnika, obserwując zmianę konta krawędzi, smarować i polerować ślizgi, a ten zapach kofiksu i smaru uwodzi mnie jak najlepszy trunek… Tak, właśnie tak to jest. Czasem nie mogę komuś odmówić w przygotowaniu narty, bo każdy wie, że jeśli narta jest dobrze przygotowana, to jest radość z jazdy, prędkość, bezpieczeństwo na oblodzonym stoku. Tak, dokładnie daje radość i mam z tego powodu satysfakcję, a jak dostaje zdjęcia ze stoku z podziękowaniami, to czuję się wniebowzięty.
Lubie przygotowywać narty, lubię modyfikować buty, lubię sport, lubię pracę, jak wiadomo, serwis nart jest sezonowy. Od 2003 roku widziałem wiele sklepów sportowych, które powstawały i upadały, wiele moich znajomych otwierało serwisy i narciarskie i rowerowe ale to wszystko tylko na chwilę… Dokładnie żyjemy w takich czasach, że pieniądz rządzi. Bez pieniędzy nie jesteśmy nic zrobić, trzeba wynająć pomieszczenie, trzeba wyposażyć serwis, trzeba mieć wiedzę na temat serwisu, a to wszystko wiążę się z wydatkiem minimum 50 000 pln. Młodzi ludzie zapożyczają się w bankach u rodziny, znajomych, a jak już stykają się z codziennością, to zdają sobie sprawę z tego, że nie jest to takie łatwe jak się wydaję, bo to nie jest nasz biznes, który pracuje na nas tylko zwyczajna praca do której chodzimy każdego dnia i czasem pracujemy dużo więcej niż za czasów pracy na kogoś.
Jak ja zaczynałem z serwisem w ursynowskiej piwniczce przy ul. Sosnowskiego 2 w 2011 roku, miałem o tyle dobrze, że spółdzielnia poszła mi na rękę i 40m2 wynajęła mi za 345pln miesięcznie, niby nic ale po kilku latach ta kwota wzrosła na 1800 pln miesięcznie ale to później. Zaczynałem z bagażem doświadczenia, bo o nartach, butach znałem wiele, miałem szkolenia, praktykę ( od 2004 roku), narzędzia, klientów – więc ten start był dobry. Pierwszy sezon był znakomity, dopisała zima, klienci, szkolenia, wszystko szło w dobrym kierunku. Każdy był zadowolony. Przychodzi pewien moment kiedy trzeba zatrudnić pracownika i tutaj zaczynają się schodki które mam do dziś. Brak pracownika. W takiej pracy dochodzi się do pewnego momentu i człowiek nie może przeskoczyć bariery, sam nie jest w stanie wszystko zrobić, jest określona ilość nart którą można zrobić i więcej za nic nie przeskoczysz. W taki o to sposób działałem do 2016 roku. W zimie narty, buty, szkolenia, a latem rowery i tak przez 5 lat. Można powiedzieć, że wszystko było dobrze ale koszty z miesiąca na miesiąc rosły, wynajem, ZUS, narzędzia, a cena usługi była bez zmiany. Za każdym razem jak, próbowałem podnieść cenę, to traciłem klienta, w końcu zostali tylko ci, którym zależało na jakości, precyzji, dokładności, wiedzy, umiejętnościach. Tak jest ze wszystkim czym się zajmuję, chciałem zawsze dawać dobrą usługę w dostępnej cenie ale jak mi wzrasta koszt wynajęcia, wzrasta koszt smaru, pilników, prądu itd, to jak mogę wykonać to wszystko za tą samą stawkę? Ludzie tego nie doceniają. Kiedy w pierwszym sezonie zrobiłem 370 par nart, plus 50 modyfikacji butów, nawet nie liczę ilości montaży wiązań w nartach zjazdowych, bo to szło w tysiące, to w drugim sezonie zrobiłem ponad 700 par nart i ponad 250 modyfikacji butów i znowuż nie liczę montażu wiązań, to następne lata były ujemne czyli ta liczba serwisów znacznie malała, na to wpłynęło kilka czynników. Po pierwsze w okolicy otworzyło się kilka nowych serwisów, którzy ( co ciekawego byli u mnie na szkoleniach, ja ich zaopatrywałem w narzędzia) ten sam serwis robili za połowę ceny. Chciałbym przypomnieć, że w 2011 roku ręczny serwis nart kosztował od 35 do 50 pln, ja sam ten serwis wykonywałem za 40 pln, natomiast konkurencja zaczęła robić serwis za 15 i 19 pln. Po drugie, właśnie jak wspomniałem cena. Zeszli maksymalnie z ceny. Nie dowierzałem, lokal mieli dużo droższy ode mnie, nie mieli doświadczenia, nie mieli takiego zasobu narzędzi co ja, nie mieli bazy klientów co ja, a jednak. To się nazywa determinacja. Niektóre osoby wytrzymali tylko sezon, niektórzy dwa, niektórzy walczą do dziś.


Oczywiście nie mówię, że ręczny serwis nart nie przenosi zysków, sam pracowałem kiedyś w pewnej sieci sklepów sportowych i wiem jaki rekord zrobiliśmy w jednym sezonie. Wiadomo nie była to ręczna robota ale maszynowa, natomiast nie zmienia to faktu, że kilka miesięcy pracowaliśmy na dwie zmiany, a czasem zostawaliśmy w nocy aby na spokojnie podgonić pracę. Jak się nie mylę, to zrobiliśmy od listopada do lutego ponad 4500 serwisów, a nawet i więcej, także przy takiej ilości serwisów, to jest całkiem dobry zysk. Kalkulacja jest prosta, w tamtym czasie serwis nart kosztował 40 pln od pary więc obrót był 180 000 pln, oczywiście liczymy tylko usługi serwisowe, a do tego idzie jeszcze sprzedaż smarów, rzepów, narzędzi serwisowych. Biorąc pod uwagę takie obroty, to taki sezon można zaliczyć do udanych. Nie każdy serwis mokry/maszynowy generuje w mieście takie obroty, realne obroty w sezonie, to rzędu 50 000 – 80 000 pln, proszę pamiętać, że z tych pieniędzy trzeba odliczyć pracowników, zobowiązania jak zus, podatki, wynajem lokalu, zakup narzędzi, dojazdy, amortyzacja maszyny do serwisu nart i tak naprawdę z takiej kwoty, to nie wiele zostaje. Oczywiście znam w Polsce takie serwisy które generują obroty na samym serwisowaniu nart ponad 1 500 000 pln ale to są pojedyncze miejsca na Podhalu i tylko tam.
Wydaje mi się, że pomimo tego, że już zawodowo tego nie robię, to nadal mnie ciągnie do tego aby w tym kierunku zadziałać i to dość konkretnie, zobaczymy czas pokaże.
Pamiętaj jeśli juz naprawdę postanowiłeś się zabrać za serwisowanie nart, to warto skorzystać ze szkolenia i porad aby nie popełniać błędów innych. Mądrzy i bogaci ludzie słuchają mądrzejszych od siebie i korzystają z porad bankierów którzy znają się na ścisłej swojej dziedzinie, tak i tutaj wszystko dokładnie tak samo działa.