image
image
Opadły emocje, trwa regeneracja sił do kolejnych startów…
Teraz po kolei.
Przed startem nie przegotowywałem się do maratonu i wiadomo ciekawego czasu nie osiągnąłem. Na starcie powiedziałem sobie, że trzeba biec z głową i oczywiście starałem się utrzymać tempo czyli założyłem, że kilometr chce pokonać w 5:25 min i tego trzymałem się oto czas na 5 km: 26:05, więc tego odcinku nawet nie odczułem w zwykły dzień biegnę go w 6 min szybciej. Biegłem regulaminowo tak jak chciałem 10 km: 50:37 min normalnie zamieszczam się w 42min więc biegnę i myślę, że jest dobrze, i rewelacyjnie czuje się, założyłem sobie poprzeczkę więc idzie mi jak z płatka, kimetr 15: 1:14:30 nawet zmęczenia nie czułem ale popełnialiśmy jeden błąd nie nawodniałem się w punktach gdz. Była taka możliwość, trochę zwiększyłem tempo i 20 km zaliczyłem z czasem 1:38:40, i dopiero zacząłem się nawadniać, zjadłem banana. Na 21 kilometrze nic nie mogłem zrobić siła wyższa była mocniejsza ode mnie i trzebabyło zboczyć do wc 🙂 więc to był mój najdłóższy kilometr czyli czas 21 km: 1:46:24 🙂 mamy półmetek czuje się rewelacyjnie, przyśpieszyłem, chciałem nadrobić trochę straconego czasu, zukałem ludzi z którymi biegłem ale niestety, straciłem 6 min więc to jest sporo, niemiałem kryzysu biegło mi się bardzo dobrze nawet myślałem, że uda mi się spokojnie dobiec do mety w 3:30:00, 25 kilometrów przebiegłem z czasem 2:05:35 więc to było też w miarę szybkie 4 km, tutaj jakoś zacząłem myśleć o kryzysie na ostatnich 10 km i nie dowierzałem, że może mnie spotkać ściana, słoń czy coś tam jeszcze 🙂 podgłośniłem sobie muzyczkę i dalej biegłem nawet nie zauwarzyłem że już jestem na 31 km czyli 30km przybiegłem z czasem 2:33:56. Na Ursynowie bardzo ciepło nas witali nie zapomnę okrzyków” Janek dawaj…” Obracam się a zamną same dziewczyny a później skojarzyłem, że do mnie krzyczali gdyż biegłem pod innym nazwiskiem i i imieniem ( pisałem to w poprzednim poście) minąłem 32 kilometr i myślę sobie gdzie ten kryzys? Dobrze idzie i 35km zrobiłem w 3:05:15, więc zostało jeszcze 7 km i mieszczę się w 3:30:00 byłem naprawdę zadowolony. Długo nie cieszyłbym się naglę zachciało mi się spać, odczułem głód, potwornie chciało mi się pić, chciałem nawet położyć się na asfalcie i zasnąć… Nagle poczułem ciężar na barkach, odcUłem ból w śrostopiu, nagle wszystko zaczęło mi przeszkadzać, i tutaj zrozumiałem…kryzys. I co zrobiłem? Zwolniłem, przestałem trzymać się założonego planu, przestałem kontrolować całkowicie bieg. Te 5 km biegłem 35min czyli 40 kilometr zdobyłem w 3:39:20 ale jak zobaczyłem że mam te 40 kilometrów, to zebrałem się i pobiegłem nieco szybciej 🙂 metę przykroczyłem z czasem 3:56:00 brutto czyli netto 3:52:39
Czym mnie pokonał ten bieg?
1. Odwodniłem się, dużo nie piłem, to był największy błąd.
2. Nie miałem nic słodkiego co dałoby mi trochę cukru.
3. Zwolniłem, czego nie trzeba robić za nic.
4. Przestałem myśleć o swoich założeniach i planach.
5. Przed startem nie porościągałem się dobrze albo w cale.
6. Nie trzymałem diety.
To tylko niektóre moje popełnione moje błędy. Ale i tak cieszę się, że przebiegłem poniżej 4h.
Ten sezon dokończę normalnie jak miałem w planach, natomiast w następnym sezonie podnoszę poprzeczkę dość wysoko będę chciał ją przeskoczyć… 🙂