Pewnie zawsze o tym będę wspominać, że nie wyobrażam wyjazdów do innych państw jak Italia. I tak jest tym razem. Dlaczego upodobaniem Włochy? Może dlatego że byłem tam dziesiątki razy, podoba mi się kultura tego kraju, chistoria, krajobraz, no właśnie Hiszpania jest bardzo podobna ale nie dokońca po Barcelonie nadszedł czas na Majorkę.
Oczywiście dzieki temu, że moja siostra przeprowadziła się do Hiszpanii pewnie będzie kolejnym przystankiem na kilka dobrych lat 🙂 rozmawiając z nią, to wyczuwam, że chyba tam zostaną na długo…
Jak zwykle z moją żoną Kasią kupujemy bilety w atrakcyjnych cenach ale tym razem pomimo ceny chciało by się mieć jakiś komfort w samolocie i pewnie następnym razem sprawdzę koszt biletu w Lot lub innego rejsowego przewoźnika. Bilety zakupione w maju, dzięki czemu można przygotować podróż, przemyśleć, popatrzeć zdjęcia w internecie, poczytać opinie i ułożyć sobie podróż. Plusem w naszym przypadku jest to, że mamy nocleg, chociaż porównując ceny za nocleg w Barcelonie, to chyba na dzień dzisiejszy nie jest to zbytni problem ale miło jak kilka tysięcy złotych zostaje w kiszeni na inne plany i wydatki 🙂
Oczywiście jak byłoby inaczej jak nie spóźnienie samolotu gdzieś o 40 min więc zamiast wyładować o 23:10 wylądowaliśmy o 23:50. Jak na wyspę, to lotnisko jest bardzo duże, porównując do Warszawy, to w Warszawie ( Chopina)jest malutkie lotnisko. Wiadomo wylądowanie w nocy nie daje uroków i widoków ale po przebudzeniu zobaczyłem piękny widok na morze. Z domu, to penie jakieś 40 m do plaży, basen na podwórku ( napewno będzie wykorzystany na poranne pływanie). I co najbardziej mnie zdziwiło, że dopiero o 6:45 jest widno kiedy w Polsce mamy widno o tej porze roku gdzieś koło 4:30.


Dzień 1, 2, 3 ( piątek, sobota, niedziela) były na zwiedzaniu okolicy, podziwianiu pięknych widoków, pływaniu i delikatnym truchciku. Zawsze jakoś wszystko porównuję do Włoch i tym razem tak jest. We Włoskiej Ischii albo Elbie plaży wyglądają podobnie, woda też, porządek, smak jedzenia, klimat jest bardzo podobne aczkolwiek jestem zaskoczony porządkiem na Majorce. Ulicy szorują każdego dnia nawet w soboty i niedzieli, śmieci zbierają każdego dnia, ulicy zamiatają każdego dnia, w sklepach jest sterylny porządek, samochody czyste i lepiej zadbane niż w Italii. I chyba teraz zaczynam zauważać, że jednak jest tutaj inaczej niż we Włoszech.
W sumie tak jak na każdej wyspie jest wietrznie, jest inna temperatura wody niż od brzegu, i chyba jest trochę inna pogoda niż na kontynencie. Obserwując mapę i nadchodzące chmury ( meteoblue), to widać, że wiatr rozwiewa je i te chmury deszczowe rozpraszają się. Też mają znaczenia tutejsze góry, gdzie z jednej strony przysłaniają wyspę od wiatrów.
Chyba tutaj każdy znajdzie coś dla siebie, piękne ścieżki rowerowe, piękne tereny biegowe, są góry, jest morze, można wspinać, trenować, a jeśliby tak tutaj zamieszkać? To chyba wystarczy angielski, bo tu każdy rozmawia w tym języku, co prawda można bez problemu dogadać się po niemiecku i rosyjsku.


Codzienny poranny relaks jak bieganie, a później basen daje uczucie bardzo przyjemne i chyba do takiego trybu bardzo łatwo można przyzwyczaić. Pod czas porannych przebiegów można zaobserwować bardzo dużo biegaczy, rowerzystów, osób spacerujących. Jedynym słowem Majorka jest dla każdego, tutaj ludzie przyjeżdżają imprezować, wyciszyć się, trenować czyli dla każdego coś dobrego.
Wczoraj ( poniedziałek 14.08) poszedłem pobiegać w terenie… Wybiegam sobie z pięknej ściżki miejskiej, szerokiej, gładkiej, asfaltowej, przyjemnej i zwracam uwagę, że za miastem jest płot na którym są ostrzeżenia o górnych kozach, że jest ich tutaj bardzo dużo ( oczywiście wszystko tutaj piszę się w j.katalońskim i hiszpańskim, i chyba tyle mogłem zrozumieć z tego ostrzeżenia) ale nic, biegnę dalej, wyżej w górę, powietrzę ciężkie, rozglądam się po stronach, oglądam przyrodę, zauważam kolejne ostzrżenie o kozach dzikich i myślę sobie, to tylko koza która nic nie może mi zrobić, że to chyba normalnie, że ostrzegają ludzi ale nagle szelest w krzakach, patrzę koza dosłownie obok mnie, biegnę dalej, patrzę następna, następna i nagle po lewej stronie jest całe stado kóz, patrzę w koło siebie jest ich cała gromada i po lewej, i po prawej stronie, są wszędzie i jakoś stoją i patrzą na mnie. Biegnę dalej ale zdecydowanie zwolniłem, szybka kalkulacja zagrożenia i stwierdzam, że nie warto rezykować i nie bez powodu były te ostrzeżenia na drodze, zawróciłem i szybkim krokiem w dół 🙂 obejżałem się za siebie i nie ma nikogo więc biegnę dalej i planuję dalszy bieg. Zbiegłem niżej i widzę jest ładniutka ścieżka, prowadzi zboczem góry, no to wbiegam na tą ścieżkę, biegnę, rozkręcam się, są podbiegi i zbiegi, kamienie i szutr, wąsko i szeroko, przeskakuję kamienie i duże korzenie jest frajda, buty zdają egzamin, trzymanie doskonale, lekkość jednym słowem czuję że żyję. Zaczynam myśleć i planować jak wrócę do Polski, co pozmieniać w swoich działaniach, co dodać ( pod czas biegania zawsze mam świerze myślenie) ale nagle przede mną leży i wygrzewa się długi mało sympatyczny wąż… Ooooo… hamuję i nie myśląc odwracam się i w nogi ( panicznie boje się węży:-( to tylko chyba gadów boję się i one mnie doprowadzają do szału i strachu) wracając biegłem tak szybko, że już na nic nie zwracałem uwagi, tylko patrzyłem pod nogi czy nie przeniegłem obok jakiegoś gada i aby nie natknąć się na niego. Po kilku km byłem na dole i biegłem już ścieżką miejscką.
Takie przygody po za miastem mogą spotkać każdego 🙂
To dało mi kolejną nauczkę abym zapoznawał się z terenem i co jest w tym terenie. Teraz wybierając się w teren zawsze sprawdzę jakie nepezpieczeństwa czekają na człowieka i trzeba pamiętać jeśli jest ostrzeżenie, to pewnie jakiś mądry to umieścił wiec nie warto lekcyważyć tego, bo pewnie to ostrzeżenie jest potrzebne i napewno jest na miejscu.
Wieczorem wyczytałem sobie, że na Mallorce jest 14 rodzajów węży i mają ogromny problem z górnymi kozami, bo rozmanażają sie i nie pozwalają dobrze rosnąć lasu, a dodatjest zakaz na ich odstrzał. Dopiero później zrozumiałem dlaczego jest tak wiele ostrzeżeń i jak się z miasta wybiega jest płot, który na noc zamykają.

Zawsze zwracam uwagę na ścieżki rowerowe i rowerzystów, tak było i tym razem, w Paryżu, Rzymie, Berlinie, Barcelonie, Oslo jest ogromna kultura rowerzystów, nie to co w Polsce, rowerzysta jest najważniejsze, nie zna przepisów, pcha się na chama wszędzie i pod prąd. Może kiedyś to się zmieni ale trochę trzeba jeszcze czasu.

Wjeżdżając na jezdnie w Polsce rowerzysta ma pierwszeństwo ( tylko rowerzyście tak sie wydaję, obowiązują, go też przepisy) w Palmie jest wszystko oznakowane dodatkowo i każdy stara się tego wszystkiego przestrzegać i dlatego jest tutaj porządęk. Ścieżkami, drogami rowerowymi jestem zachwycony. Całą infrostrukturą jestem zachwycony.

Kolejny dzień na zwiedzaniu ( wtorek 15.08) tym razem wybraliśmy się katamaranem przepłynąć i zobaczyć wyspę z perspektywy morza. Ale przed wycieczką poranne zwiedzanie w biegu, to lubię najbardziej, biegam i zwiedzam

Szczerze mówiąc wiele na Mallorce nie zwiedzisz, tak jak w całej Hiszpanii. Tutaj przed II wojną światową była wojna domowa 1936-1939, później dodała swoje efekty II wojna światowa, wiec cały kraj był ruiną, zabytków zostało bardzo mało, natomiast podziwianie widoków jest bezcenne i tego słowami, ani zdjęciami nie da się opisać. Jeśli nie spędzasz czasu aktywnie, nie lubisz gór, wspinaczki, biegania, pływania, tenisu lub innej aktywności, to samym leżeniem plackiem i smażeniem się na słońsu to nic nie zobaczysz oprócz pijanych Anglików i Niemców, którzy sieją tutaj agresję, dzikość, nie przyjemność. Sama Palma De Mallorca i okoliczne miejscowości nie zachwycają zabytkami ale widokami owszem.
No właśnie, jeśli chodzi o Anglików i Niemców, to dopiero jest bydło. Przyjeżdzają tutaj i zachowują się jak by to wszystko było ich, narąbani, nie kulturalni, leją, srają, gdzie popadnie, zero kultury. Od rana już z piwą w ręku i tak przez cały dzień, z drugiej strony nie ma co się dziwić jeśli nie uprawiasz sportów i niczego ciebie nie interesuję, to zostaję tylko picie. Smutne ale prawdziwe.
Wracam do zwiedzania. Więc wiele zabytków tutaj nie zostało, wszystko było zrównano z ziemą pod czas wojny domowej i dla tego tutaj wszystko jest takie nowoczesne i nowe i nie ma czego się dziwić, że wyspa ma długą historię ale nic tutaj ciekawego z zabytków nie zostało.
Miło było kiedy przypnęliśmy katamaranem na dziką plażę i mogliśmy skoczyć do wody, co prawda nie wiedziałem, że bedzie taka okazja więc nie miałem spodenek ze sobą ale nie mogłem przepuścić takiej okazji więc też skorzystałem skacząc z katamaranu do wody 🙂

I kilka widoków:

Wygłupy na basenie 🙂

Środa (17.08) wypożyczyliśmy samochód i objechaliśmy północna część wyspy, Andratx, Port d’Andratx, Valdemossa ( piękna miejscowość), Sóller ( miejscowość położona w górach, jestem nią zachwycony) Pollensa ( zwykle portowe miasteczko z widokami górskimi)
Oczywiście wszystko można na wyspie pokonywać autostradą ( bezpłatną) i zdecydowanie przemieszczać się szybciej niż górskimi, krętymi dróżkami ale z autostrady nie ma takich pięknych widoków jak na drogach lokalnych. Wyspę całą można objechać w jeden dzień ( trochę więcej niż 300 km) my natomiast ten dystans rozłożyli na dwa etapy. Mieszkamy tutaj w miejscowości Palmanova, auto wypożyczyliśmy w Santa Ponca i obraliśmy kierunek Serra de Tramuntana czyli górska część wyspy. Dla miłośników wspinaczki, triatlonu, biegów górskich, rowerów idealne miejsce na trening. Temperatura w styczniu nie spada niżej niż 10C latem wiadomo upały ale nie brakuje biegaczy, rowerzystów i ludzi uprawiający trekking. Ta część wyspy to raj na ziemi. Małe kręte dróżki, piękne widoki zapierający dech, śliczne miasteczka i miejscowości górskie, które przyciągają turystów swoją tajemniczością i spokojem.
Z jednej strony góry przypominają Alpy, dróżki przypominają Ischię ( Italia) miasteczka typowo hiszpańskie. Pomimo turystów, to utrzymywany kapitalny porządek, we Włoszech tego nie ma. Włosi zawsze tłumaczą, to tym ( że brak porządku) że turyści śmiecą. Wyspę Mallorce odwiedza rocznie ponad 25 000 000 osób i jakoś tego bródu tutaj nie widać 🙂 jak się mówi dla chcącego nic trudnego 🙂

Kolejny dzień wybraliśmy ( czwartek ) Południową część wyspy i Wschodnią. Wyjeżdżając z Palmy można przedostać się na drugi koniec wyspy w 1 h, natomiast my wybieramy zawsze drogi lokalne i małe, które dają ciekawy urok i pokazują prawdziwe oblicze regionu i kraju. Ta część wyspy jest trochę mniej czysta, drogi lokalne, porównując do północno-zachodniej części, trochę są brudniejsze, każda miejscowość jest praktycznie identyczna. Ale najbardziej nas zafascynowała miejscowość Cala Pi. Miasteczko oddalone od drogi jakieś 3 km, samo miasto może nie jest piękne ale są śliczne skały wpdające w może i cudna bajkowa plaża w takiej zatoce. Słowami i zdjęciami nie da się tego opisać, więc jeśli ktoś tam będzie, to warto odwiedzić, tą miejscowość.

Kolejne miasteczko ciekawe, to Portocolom. Oczywiście zajeżdzaliśmy po drodzę praktycznie do każdej mieściny ale tutaj podaje tylko te, które czymś zachwyciły 🙂
Portocolom użekło swoją ciszą, mało turystów, no piękny pejzaż.

Dalej jedziemy w poszukiwaniu ciekawych miejsc, plaż. Oczywiście w lokalnych przewodnikach można coś wyczytać na ten temat ale niestety w ogólnych nic nie jest wspomniane. W drodzę, do Porto Cristo natrafiliśmy na ciekawe miejsce. Zaparkowaliśmy i poszliśmy w nieznane. Droga paskudna, dochodzimy do posesji z bramą, przechodzimy przez bramę i nadal idziemy, w sumie jakieś 40 min 🙂 i nagle wyłania się piękny, cudny widok… Jest ślicznie ale trochę za dużo ludzi ale można wyszukać spokojnego i dyskretnego miejsca dla siebie 🙂

W rozmowach nie raz można wyczuć, że jak ktoś opowiada o Majorce, że jakoby to był raj na ziemi, jak pytałem co widziałeś, to odpowiedź była prosta: plaży, imprezy i…tyle. My natomiast na temat tej wyspy możemy powiedzieć coś więcej. Chyba jest zbyt przereklamowana. Są piękne miejsca ale bez przesady. Nie wiem sam czego oczekiwałem od wizyty tutaj ale fakt, czuję sie wypoczęty i chyba trochę znudzony, pomimo tego że wypełniamy sobie czas od rana do wieczora. Może następnym razem wezmę ze sobą sprzęt wspinaczkowy i powspinać się w górach albo zwyczajnie zrobie sobie trekking i trening w górach, wiem jedno, że napewno tutaj jeszcze przyjadę.
Od kilku dni patrzę na pewien szczyt obok domu gdzie mieszkamy.
Szybka informacja w internecie i z rana następnego dnia wyruszam. Wkraczam na ścieżkę, szeroką i piękną, idę i podziwiam, nie da się pierwszy raz wdrapać się szybko na górę, gdyż co chwilę zatrzymuję się i podziwiam widoki. Wszędzie słychać odgłos kóz, po chwili widzę gromadkę i za jakiś czas następną i następną. Idę i myślę, że piękny teren do treningów, biegi górskie, nie są strome podbiegi, jest w miarę szeroko, brak ludzi na szlaku, to jest to. Jesteś sam z naturą. Turystów jest pełno na dole ale tutaj nikt sie nie wynuża. Tutaj jest za bródno dla tych wysterylizowanych ludzi którzy można spotkać na ulicach Palmy, tutaj jest za dziko i jeszcze jakieś kozy, gady i inne nie wiadomo jakie stworzenia… Dokładnie, siedźcie w swoich luksusowych hotelach, oglądajcie swojego Facebooka i klepcie w swoje telefony, góry zostawcie dla mnie 🙂 pierwszy raz byłem kilka godzin sam w górach. Nie są to zawrotne szczyty ale są zawrotne widoki ze szczytów.

Przeglądam mapę i okazuję się, że nie daleko nas gdzie mieszkamy mamy dziką plażę. Długo nie myśląc po śniadaniu wyruszamy aby to sprawdzić. Gdzieś 15 km od naszego mieszkania, parkujemy auto, i znowu schodzimy schodkami w dół i znowu mamy piękny widok plaży ale okazuję się, że to plaża nudystów ale tutaj to nie jest problem, bo spora ilość ludzi opala się nago. Więc nie ma zdziwienia w tym, wybieramy sobie miejsce i rozkładamy się. Oczywiście wszystkie te plaży szukamy aby poskakać ze skały do wody. Tym razem nam sie też udało. Wiele czasu nie spędzamy w takich miejscach, bo zabraknie czasu na odwiedzenie następnych, no chyba, że mieszkamy tutaj 🙂

Spacerując po okolicznych miejscowościach można zobaczyć kto odwiedza danne miejsce i trzeba stwierdzić, że najwięcej na Majorce, a szczególnie w Palmie jest Niemców i Anglików. Zachowanie Anglików jest takie prostackie, że naprawdę szkoda nawet poświęcać czas na opisywanie wszystkiego co oni wyprawiają.
Niby zwiedziliśmy tutaj wszystko ale zostało jeszcze do odwiedzenia kilka miejscowości, no i przejść całe pasmo górskie, to chyba zostawimy na następny raz.
Podsumowując wyjazd można stwierdzić, że wyspa jest ładna tak jak już wspomniałem wyżej, dla każdego oferuje coś specjalnego i każdy może sobie tutaj zagospodarować czas jak tylko chce.
Cenowo wydajemy się, że podobnie do Polski, lecąc samemu na 10 dni trzeba wydać około 4000 pln, oczywiście można zorganizować sobie wyjazd i dużo taniej ale ta kwota pozwala komfortowo czuć siebie i spokojnie wypoczywać. Czy był szał z wrażenia wyspy, może pewne miejsca mnie zachwyciły ale wydaje mi się, że wyspa jest dość przereklamowana ale warto odwiedzić i zobaczyć.