Powinienem zacząć: ” dawno, dawno temu…” Ale to byłaby przesada 🙂
Napewno większość z Was w dzieciństwie miała jakieś marzenia 🙂 ja też takie miałem, prawda z biegiem lat te marzenia zmieniały się i zawsze stawiałem poprzeczkę wysoko, może czasem aż za wysoko ( były inne czasy, inne możliwości, inne towarzystwo jednym słowem wszystko inne)
Każdy z nas do pewnego momentu zachowywał się inaczej, u mnie środowisko było dość wymagające i zawsze trzeba było gonić starszaków, bo byłem najmłodszy i aby być w jednej drużynie czasem musiałem być w czymś lepszy od pozostałych – to właśnie we mnie zostało ale  nasze drogi rozeszły się po skończeniu szkoły i każdy poszedł za swoimi marzeniami 🙂
image
( piękne stare fotografie :-))

Dzięki mamie w wieku 5 lat dostałem się do klubu sportowego, kiedyś była selekcja nie każdego przyjmowano z ulicy tak jak teraz, tylko były testy sprawnościowe, wiadomo, że dla poszczególnych roczników, to wyglądało inaczej. Ja pamiętam, że trzeba było zrobić 10 przysiadów, przebiec na czas w koło boiska, 3 pompki i kilka podskoków. Wydaję się, że proste ale poproś któregoś 5-cio latka aby to zrobił, nie uwierzę, bo nie zrobi. Sport od zawsze był dla mnie wszystkim wydaję mi się, że dla tego żyję, zawsze pociągała mnie adrenalina od zawsze robiłem dziwne rzeczy które nikt nie potrafił powtórzyć. Łaziłem po drzewach najlepiej od wszystkich, pływałem, skakałem do wody na szczupaka, jeździłem na rowerze, biegałem najszybciej, grałem w piłkę nożną, siatkówkę, koszykówkę, hokeja na lodzie i zawsze byłem kapitanem i zawsze moja drużyna była na I miejscu.
image

image
I tak moja przygoda ze sportem zaczęła się na dobre. Kończyłem szkole z bagażem sportowych doświadczeń. Zdobyłem II klasę sportową w siatkówcę.
image
Temat dzieciństwa i szkoły odstawiamy na drugi plan, bo nie chciałbym przynudzać 🙂
Po maturzę wybrałem trochę inną drogę i obrałem kierunek Zachód czyli Polska i tak w 2001 roku przyjechałem na stałe do Polski. Droga była trudna i burzliwa. Powiedziałbym, że trafiłem w wir na oceanie. Z małego miasteczka przyjechałem do Lublina gdzie z przerwami spędziłem 8 lat. Studia, treningi, wyjazdy w góry, praca, miłość…

Cała przygoda zaczęła się w Lublinie.
Przyjechałem jak żółtodziób, wyjechałem z bagażem doświadczeń. Lublin dażę sentymentem. Tam zacząłem pierwszy raz serwisować narty, tam nabrałem doświadczenia i wiedzę z narciarstwa. Zapytacie gdzie? Kiedyś ” Irmak” sklep sportowy był nr 1 teraz może nieco zmieniło się ale właśnie tam wyjechałem na 1 szkolenia ręcznego serwisu nart, właśnie w tym sklepie pierwszy raz pracowałem na maszynie… Byłem chłopakiem od wszystkiego. Ale trzeba było od czegoś zacząć. image
Tam pracę dostałem z ulicy ale aby wyjeżdżać w góry, to pracowałem na kilku etatach, bo zarobek 760 pln nie oszukujmy się był mizerny. Wieczorami pracowałem w knajpie jako barman i kelner. Więc na swoje wyjazdy zarabiełem. Wtedy nie myślałem, że całe swoje życie zwiąże z narciarstwem, wspinaczką, górami. Myślałem, że to przejściowe. Z czasem dorabiałem w innych branżach jak spedycja, logistyka, tłumaczenia ale zawsze wracałem do serwisowania. Miałem zły dzień, brakowało motywacji – uciekałem w góry na kilka dni, wracałem i znowu byłem naładowany pozytywną energiją. Kiedyś przy rozmowie ktoś mi powiedział rób to co sprawia tobie przyjemność. I tak powoli zaczęła się moja mała przygoda z serwisowaniem.
image
Przyjazd do Warszawy, praca w kilku sklepach jako serwisant, oczywiście aby zdobyć lepszy fach, większe doświadczenie, korzystałem z każdej chwili. Napewno sporo sam nauczyłem się, no i napewno sporo nauczyłem kogoś. Wiadomo, że nie zawsze było kolorowo czasem było pod górkę. W pewnym sklepie zaczęto wykorzystywać moją wiedzę, moje umiejętności, moją pracowitość… Też języka nie trzymałem za zębami i zwolniłem się oczywiśćie zawsze miałem gdzie pójść, bo takich ludzi jak ja ceni się, a jeśli ktoś nie docenia, to efekt prosty…
Kolejny rok przepracowałem u znajomego i stwierdziłem, że z moimi umiejętnościami, moją wiedzą i bazą klientów napewno zarobię więcej.
Owszem i więcej ale koszty utrzymania na swoim, to też są wysokie jak podatki, VAT, czynsz, opłaty itd. Ale zawsze mówiłem czy ja sobie nie dam rady? Oczywiście, że dam! Zawsze była chęć bycia najlepszym i tak było jest i chyba zostanie 🙂 ale życie wyrefikuje szybko i uczy pokory. Tak było i w mojej sytuacji. Nie zdąrzyłem uporządkować lokal jak trzeba robić opłaty, a tu zaczynasz bez dużego kapitału czyli narzędzia co uzbierałem kiedyś, własna praca, baza klientów, 3000 pln i samozaparcie.
Pierszy sezon nie był zły. Zrobiłem kilkaset usług, zdobyłem nowych klientów, no i oczywiście kolejne doświadczenie. Jako jedyny w 2011 roku już miałem w swojej pracowni komorę do wygrzewania nart.
image
Komora była bardzo prosta, a mianowicie kilka skręconych ze sobą płyt, w środku koc ognieotporny, folia aluminiowa, wełna, 2 grzałki, termometr i tyle. Oczywiście podpatrzyłem to na forach kanadyjskich i zrobiłem. Efekt był powalający, klienci byli oczywiście zachwyceni.
image
Na czym to polega. Kiedy narty mamy już przygotowane czyli naostrzone, wyczyszczone, odtłuszczone, nasmarowane i wycyklinowane przynajmniej raz, to następnie aplikujemy specjalny smar, który topi się przy temperaturze 59,5St.C i taką nartę wkładamy na kilka godzin do komory. W komorze jest temperatura 60C i ten smar jest cały czas płynny, dzięki czemu wlewa się w każdy zakamarek ślizgu i nasyca strukturę ślizgu. Efektem jest szybsza jazda i dłuższe utrzymanie narty nasmarowanej niż po zwykłym smarowaniu. Po kilku godzinach wyjmujemy nartę i ją schładzamy, następnie cyklinujemy, polerujemy, no i nanosimy właściwy smar. Proszę uwierzyć ta narta, aż sama jedzie pod górę 🙂
Każdego sezonu dodawałem jakąś usługę jak modyfikację butów, naprawa butów wspinaczkowych, treningi, obozy/wyjazdy… Cały czas rozwijam swoje umiejętności ale nie sposób zadowolić każdego. Uważam, że to co robie jest uczciwe, konkretne, profesjonalne.
Zaczynając swoją przygodę z serwisowaniem nie zawsze byłem doceniany przez kierownictwo i właściciele sklepów. Zawsze byłem „chop do przodu” co w późniejszym czasie było wykorzystywane na nie moją korzyść. I właśnie przez to rezegnowałem z pracy na kogoś. Jest to bolesne na rynku pracy, gdyż sporo talentów marnuję się i pracuję w takich zawodach które im nie leżą ale zarabiają pieniądzę. Osobiście wychodzę z takiego założenia, że lepiej zarobić mniej ale robić to co się lubi. I nigdy nie można robić czegoś na pół gwizdka. Moja praca, to jest całe moje życie, to jest sposób na życie.
Ale nie myślcie sobie, że tylko serwisowaniem żyję ale także biegam, wspinam się, jeżdże na nartach/snowboardzie, jeżdże na rowerze, trenuję dzieci w uczniowskim klubie i na dodatek robie jeszcze masę innych rzeczy 🙂
image

image
image
Zastanawia mnie jedno czy można przystać na czymś jednym? Chyba nie w moim przypadku. Czasem brakuje adrenaliny i dlatego lubię wszystko co daję taką przyjemność 🙂
Trzeba przyznać, że czym dłużej pisze ten post, to tym więcej mam różnych wątków 🙂
Trzeba wrócić do czasów szkolnych gdzie albo żeby Was nie zanudzać, to do czasów studenckich. Ten okres był dość burzliwy i intensywny, sporo się działo, mozna powiedzieć, że szukałem własnego miejsca w życiu. Wylądowałem w Lublinie na KULu i tam trochę działo się. Sporo znajomych, praca praktycznie każda, pieniądzę zarabiane były wydawane na wyjazdy w góry. Szczerze mówiąc każdą wolną chwilę spędzałem Tatrach, to byla moja ucieczka od całego świata. Właśnie w górach znajdowałem pomysł na życie, ukojenie, spokój i rozwiązanie wszystkich swoich problemów. Pamiętam jak dziś, że chciałem zamieszkać w Zakopanem, po pewnym czasie stało się. Zamieszkałem, otworzyłem drugi punkt serwisowy – cieszyłem się ale, to nie było to czego oczekiwałem i niestety zwijałem manele szybciej niż tam przyjechałem. Owszczem po kilku latach znowu mam pomysł na wielki powrót do Zakopanego ale jeszcze trochę zaczekam, jeszcze przeanalizuję sprawę i dokładnie obliczę wszystko.

Czasem, aż do przesady dogadzam klientowi ale niestety nie każdy potrafi to docenić.
W ostatnimi czasy w Warszawie otworzyło się dość dużo serwisów o podobnym przekroju jak mój ale nie wszyscy utrzymują się, bo to nie jest latanie dziury na sezon zimowy, to tym trzeba żyć. To jest całe życie. Nie sposób nauczyć się serwisować w jeden sezon, to trzeba kilka lat i kilka set serwisów a może nawet i tysięcy. Jeśli nie czujesz tego co robisz, to nie warto tym się zajmować.
Droga do do tego czym się zajmuje nie była łatwa i nie była usłana różami.

w mojej pracowni każdy znajdzie coś dla siebie. Od 3 sezonów sprowadzam narzędzia i smary włoskiej firmy Solda. Więc każdego roku poszerzam swoje usługi. Teraz może trochę zaczynam w innym kierunku iść. Jestem znany z serwisowania ale wydeptuję ścieżkę na dystrybucję i właśnie w tym kierunku zaczynam dość mocno rozwijać się.

„Życie jest jedno, przeżyj je”